Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Get Adobe Flash player
1039266
DzisiajDzisiaj451
RazemRazem1039266
Monday, 23, grudzień 2024

Aktualności

Prawo według burmistrza

Wielokrotnie już pisałam o utrudnianiu mi i moim kolegom dostępu do dokumentów. Oczywiście zawsze słyszymy od Pani burmistrz i Pana przewodniczącego, że dokumenty są jawne i nie ma żadnego problemu z ich udostępnieniem. Niestety słowa to jedno, a rzeczywistość to drugie. W czasie obrad komisji często nie mogę nawet wziąć do ręki dokumentów, nie mówiąc już o otrzymaniu ich kopii. Zawsze słyszę to samo, proszę napisać wniosek. Więc piszę wniosek, czekam kilkanaście dni, po czym Pani sekretarka dzwoni do mnie i umawia się ze mną na konkretny dzień i godzinę, kiedy mogę przejrzeć zawarte we wniosku dokumenty. W czasie przeglądania pod bacznym okiem urzędnika chcę zrobić fotokopie swoim aparatem i co słyszę: Pani wniosek dotyczył wglądu do dokumentów, a nie robienia fotokopii.  Jak chcę zrobić zdjęcia muszę wystąpić z kolejnym wnioskiem, usłyszałam od Pani sekretarki. Co to oznacza? A mianowicie to, że znowu muszę złożyć wniosek, czekać do 14 dni po czym ewentualnie uzyskam zgodę na zrobienie zdjęć. Zastanawiam się co by było, gdybym od razu złożyła wniosek o możliwość zrobienia fotokopii, a w trakcie tej czynności doszłabym do wniosku, że jednak wystarczy, że dokumenty tylko przejrzę. Aż boje się pomyśleć nawet o tym, że kazano by mi napisać nowy wniosek o przejrzenie dokumentów, ponieważ ten o zrobienie fotokopii nie obejmuje swoim zakresem przeglądania dokumentów.

Uznając, że szkoda mojego czasu oraz nerwów na niepotrzebne polemiki  wystąpiłam do burmistrza Blachowni z wnioskiem udostępnienia mi dokumentów związanych z pracami poszczególnych komisji Rady Miejskiej w Blachowni obecnej kadencji.

W odpowiedzi usłyszałam, że aby otrzymać dokumenty muszę wykazać szczególny interes publiczny.

 

Jak to przeczytałam to znieruchomiałam. Przecierając oczy ze zdumienia czytałam z niedowierzaniem otrzymane pismo kilkanaście razy. Uważam, że w kontekście pełnionej przeze mnie funkcji oraz rodzaju dokumentów o które prosiłam brzmi to jak żart. Niestety nie jest to zabawne, a wręcz tragiczne i niepokojące. Jak mam pełnić funkcje radnej, kiedy na każdym kroku utrudnia mi się wgląd do dokumentów, nie udziela informacji, bądź wprowadza w błąd? W jaki sposób mam podejmować różnego rodzaju decyzje, gdy nie mam możliwości zapoznania się z dokumentami źródłowymi?

 

Niestety po raz kolejny okazało się, że burmistrz Blachowni za wszelką cenę próbuje nie udostępnić mi dokumentacji. Próbuje przy tym na swój sposób interpretować przepisy prawa, w tym najważniejszego aktu jakim jest Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej. A tym samym poprzez naciągane i wyssane z palca argumenty, próbuje się pozbawić mnie jednego z najważniejszych praw demokratycznych, a mianowicie prawa do informacji publicznej. Prawa, które zapisane jest w art. 61 Konstytucji w rozdziale zatytułowanym „WOLNOŚCI, PRAWA I OBOWIĄZKI CZŁOWIEKA I OBYWATELA”. Na pewno działania te są ukierunkowane na zniechęcenie mnie licząc na to, że jak dostanę pismo z przywołanymi przepisami oraz wyrokami sądów  to odpuszczę. Co najgorsze okazuje się, że działania takie w naszej gminie nie są jednostkowe i zdarzają się nader często.

 

Pytam zatem czemu i komu ma to ma służyć? Kto ma w tym interes? A może się mylę i chodzi tylko i wyłącznie o niewiedzę i niechęć pracowników samorządowych do wszystkich, którzy chcą uzyskać informacje na temat działalności organów samorządowych?

 

W takich sytuacjach zaraz przypomina mi się ciągłe napominanie mnie i moich kolegów o braku współpracy z naszej strony. My niestety współpracę pojmujemy jako partnerstwo, a nie poddaństwo o czym pisałam już przy innej okazji.

 

Niestety w kręgu władzy  tak pojmuje się współpracę w naszej gminie. Oznacza to, że masz być posłuszny i nie zadawać zbyt wiele pytań.

 

Oznacza to, że  oczekiwania względem nas ze strony władzy są proste i czytelne. Siedźcie cicho w imię dobra wspólnego. Niestety to już przerabialiśmy i nić dobrego z tego nie wyszło.

 

Pytam zatem, czy niedorzecznością nie jest uzależnianie wglądu do dokumentów Rady Miejskiej, której jeszcze jestem członkiem od wykazania przeze mnie szczególnego interesu publicznego.

 

Co gorsza Pan przewodniczący Rady Henryk Kania murem stoi za burmistrzem zapominając, że to radni go wybrali do pełnienia tej zaszczytnej funkcji. Oczywiście ma prawo uwielbiać kogo chce, ale prywatnie, a nie w ramach pełnionej funkcji. Widać, że samo tzw. doświadczenie w radzie nie wystarcza, aby pełnić funkcję przewodniczącego rady.

 

I znowu się naraziłam, tym bardziej, że Pan przewodniczący Rady przy każdej okazji wyraża swoją opinię, jakoby nie na miejscu jest ocenianie przez radnego pracy innych radnych. Informuję zatem Pana Przewodniczącego, że każdy ma prawo  do wyrażania swoich opinii na temat burmistrza, pracowników samorządowych, rady i samych radnych. Takie samo prawo mam ja jako obywatel i mieszkaniec Blachowni. Tym bardziej, że zdecydowana większość moich opinii na temat kolegów i koleżanek radnych dotyczy głównie ich postaw, a nie poglądów.